Zamiłowanie do jedzenie towarzyszyło mu od dzieciństwa, choć jego mama nie chciała, żeby został kucharzem. Jak sam określa Tomasz Jakubiak, przeszedł wyboistą drogę do kulinarnego celebryty.
W dzieciństwie zamiast grać z innymi dziećmi w piłkę na boisku Pan siedział na parapecie i podglądał pracę kucharzy w restauracji, nad którą mieszkał Pan wraz z rodziną. Skąd wzięła się u Pana pasja do gotowania?
Z zamiłowania do jedzenia, w moim rodzinnym domu wszyscy kochają jeść. To stanowiło ważną część codziennego życia. Ponadto, w rodzinie nie brakuje kucharzy wojskowych, czy kwatermistrzów. Z tego względu wszyscy kochają piec i gotować. Dzięki temu szybko poznałem dobre produkty i to mi ułatwiło dalszą drogę, którą obrałem. Dlatego postanowiłem zrobić biznes z gotowania.
Mimo silnej obecności gotowania w domu rodzinnym Pańska mama nie pałała entuzjazmem na wieść, że z tym wiąże Pan przyszłość zawodową.
Tak, mama chciała, żebym został biznesmenem jak ona. Natomiast postawiłem na swoim, ponieważ przyświecał mi w tym ważny cel, nie tylko chęć gotowania. Chciałem być wolnym człowiekiem i unikałem przywiązania do konkretnego miejsca. Kucharz był jedynym zawodem, który kochałem i z powodzeniem odnajdywałem się w nim. Natomiast mama z czasem pogodziła się z moją decyzją, ale nie uniknęliśmy przy tym wojny.
Co było dla Pana największym wyzwaniem przy stawianiu pierwszych kroków w karierze kucharza?
To jest trudny zawód, dlatego wielu kolegów po fachu, zwłaszcza w tamtych czasach, kiedy zaczynałem, borykało się z różnymi nałogami. Więc dużym wyzwaniem było to, aby nie podzielić ich losu i nie dać się wciągnąć w szkodliwe nawyki. Z tyłu głowy miałem zakorzenioną myśl, że nie chcę być takim kucharzem. Tylko próbowałem pokazywać wzorce zaczerpnięte od kolegów z Zachodu. Wiedziałem, że muszę iść pod prąd i własną drogą. To się udało i dzięki temu się wybiłem.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz