Rozmowa z trenerem Gryfa Wejherowo, który bardzo dobrze radzi sobie w rundzie wiosennej II ligi.
Jakie zmiany zaszły w zespole, że tak poprawiły się wyniki?
Przede wszystkim w głowach. To, co ja chciałem zrobić, to pokazanie chłopakom, że teraz jest dla nich ten moment, aby się pokazać, ale warunkiem jest ciężka praca. I od tego zaczęliśmy. Nie chciałem mieć w drużynie tych, którzy kręcą nosem na Wejherowo, na ligę, czy na bazę treningową. Chciałem mieć tych, którzy docenią możliwość wybicia się, jaką daje Gryf i II liga.
Odeszli najsłabsi?
Przede wszystkim odeszli ci, którzy po opuszczeniu Gryfa myśleli, że lepiej sobie poradzą w innych zespołach. Byli też zawodnicy, których nie widzieliśmy w naszej drużynie. Z Gryfem jest tak, że piłkarze czasami narzekają, na przykład na warunki, ale po odejściu zderzają się z rzeczywistością i widzą, jak trudno wrócić na poziom II ligi. A czas dla piłkarza leci bardzo szybko.
Nawet dla tych młodych zawodników. Status młodzieżowca też ma spore znaczenie.
Zgadza się, przejście młodzieżowca do wieku dorosłego jest dla tych zawodników bardzo trudne. Trenerzy w II lidze muszą wystawiać młodzieżowców w każdym meczu, więc zdarza się, że ci młodzi piłkarze grają głównie za wiek, a gdy status młodzieżowca tracą, przestają być przydatni dla trenera, bo ten ma już innych na jego miejsce.
Piłkarze to rozumieją?
Mam nadzieję, że tak. Ja nie jestem dla nich katem na treningach, nie wprowadzam nadmiernego rygoru, nie zabraniam wypić jednego piwa po wygranej. Oczywiście, że wymagam od zawodników ciężkiej pracy, ale w pierwszej kolejności muszą oni wymagać od siebie. Inaczej nigdy nie wejdą na taki poziom, o którym marzą.
Dobra forma wiosną to także zasługa nowych twarzy w Gryfie. Skąd wyszedł pomysł, aby zaryzykować i sięgnąć po nieco bardziej uznanych graczy?
Dużą rolę odegrał tutaj zarząd, który wie, na kogo nas stać i to zarząd podejmuje decyzje. Więc zarządowi chwała za to, że dokonał klasowych wzmocnień. W II lidze zimowy okres przygotowawczy jest dłuższy, niż letni, więc przed rundą wiosenną mieliśmy trochę więcej czasu, na zbudowanie drużyny i formy przed rozgrywkami.
Wojowski i Ciarkowski ciągną grę skrzydłami w Gryfie, a GKS Bełchatów oddał ich bez większego żalu.
Taką już mamy specyfikę, że musimy szukać zawodników, których klub chce oddać, finansowo przecież nie bylibyśmy w stanie przebić Bełchatowa. Trener Pawlak odstawił ich na boczny tor, można powiedzieć, że zabrał im pół sezonu, więc teraz Wejherowo im teraz te pół sezonu oddaje. Grają w II lidze, ale jeszcze parę dobrych występów i mogą dostać propozycje z silniejszych drużyn, może nawet pierwszoligowych.
Dobre wyniki są efektem lepszego zgrania się zespołu?
Na pewno. Wszyscy ciągniemy wózek w tym samym kierunku. Mamy zespół złożony z pracowitych, inteligentnych chłopaków, którym po prostu trzeba pomóc być lepszymi na boisku. Nigdy nie będziemy grać wielkiego futbolu, podobnie jak nikt w II lidze, ale pracą, zaangażowaniem możemy grać tak, żeby piłkarze byli z siebie dumni i żeby kibice chcieli przychodzić na stadion.
Pana przeszłość piłkarska pomaga w zbudowaniu autorytetu w szatni?
Nie oszukujmy się – z tych zawodników prawdopodobnie nikt nie będzie miał za kolegów w szatni Mistrzów Europy, czy wicemistrzów Świata, tak jak ja miałem, kiedy w Schalke grałem razem z np. Tonim Schumacherem. Ale nigdy nie lubiłem trenerów, którzy popisywali się swoją przeszłością przed drużyną – znaleźli by się tacy, przy których to ja czułbym się mały.
Jaka jest rola Piotra Kołca i Łukasza Nadolskiego w pana zespole?
Nie jest tajemnicą, że Piotrek z Łukaszem wzięli na siebie ciężar przygotowania drużyny do rundy wiosennej. Teraz, jak rozmawiamy, oni prowadzą trening drużyny. Ja otwarcie mówię – nie jestem tutaj alfą i omegą, pozwalam sobie pomóc i z tej pomocy bardzo się cieszę. A dla nich jest to okazja, żeby zebrać szlify na poziomie II ligi – wielu młodych trenerów może tym tylko pomarzyć. Obaj skończyli pierwsze kursy UEFA, chcą zostać trenerami.
A co z pana licencją? Obecne pół roku prowadzi pan zespół na warunkowym pozwoleniu, ale za pół roku nie będzie już chyba takiej możliwości.
Wygląda na to, że za pół roku będę żegnać się z Gryfem, bo nie zostałem przyjęty do szkoły trenerskiej PZPN. Zostałem zaproszony, zasiadłem przed komisją, przeprowadzano jakieś testy, rozmawialiśmy... Potem dostałem tylko informację, że nie zostałem przyjęty. Tylko tyle. Jeśli ktoś mi pokaże – zdobył pan na teście 3 punkty, ktoś inny zdobył 30 – zrozumiem. Tyle że powodów nieprzyjęcia mnie do szkoły do dziś nie poznałem. Chciałbym wiedzieć dlaczego się nie nadaję, a nadają się inni, którzy nawet samodzielnie nie prowadzili zespołu, a z tego co wiem, tacy też byli przez komisje odpytywani.
Który mecz był tym najważniejszym, przełomowym dla Gryfa?
Najważniejszy mecz jest wciąż przed nami! Zagramy jeszcze z Legionovią, Gwardią Koszalin, Rybnikiem i MKS-em Kluczbork. To jest potencjalne 12 punktów. Jeśli je zdobędziemy, to się utrzymamy. I ja wierzę, że każdy z tych zespołów możemy pokonać, bo w tej lidze nie ma zespołów poza naszym zasięgiem.
gryfita14:25, 04.05.2018
Jak nie będzie Kotasa to spadamy za rok...
0 0
Może nie będzie tak źle, zależy kogo uda się pozyskać na miejsce Jarka. Plus tej sytuacji jest taki, że klub wie o tym z dużym wyprzedzeniem i z dużym wyprzedzeniem może znaleźć najlepszego kandydata, a nie nie sponsorować kibicom i klubowi chaos, jak to było przed sezonem, a czego konsekwencją jest trudna sytuacja teraz. Wiadomym jest, że klub będzie szukał trenera w regionie, tak było do tej pory, domyślam się, po kogo mogą sięgnąć... i mam nadzieję, że po niego nie sięgną ;), bo chyba już lepiej byłoby odkurzyć jakąś starszą miotłę z licencją (są tacy!). Kotas pokazał, że ci "starzy" - bo znowu Jarek jeszcze nie jest taki stary - wyjadacze gdy wracają do świata żywych nie są wcale gorsi od młodych wilczków trenerskich. Na pewno potrzeba nam człowieka z jajem, nie jajecznicą jak to było z Rzepką. ;)