Od 22. lat mieszka w Rumi i spełnia swoją pasję, jaką jest fotografia ptaków oraz przyrody. Razem z kolegą wstają w nocy, by zająć najlepsze miejsca do „sesji dzikiej natury”. Poznajcie Tomasza Grzegorczyka.
Od kiedy interesuje się Pan fotografią?
Fotografia interesowała mnie od zawsze. Już jako dziecko moje oczy skupione były na aparacie, z ciekawością patrzyłem na niego, zastanawiając się, co to jest, jak to działa, co z tego wychodzi. Już nie wspomnę, jakie emocje mną targały, jak widziałem fotoreporterów z tymi dużymi teleobiektywami to już…brak słów. Pierwszy mój aparat był na kliszę, pamiętam Pentax mz60, zabawa w domu, rodzinne spotkania, wycieczki, tam łapało się niezapomniane chwile w kadrach. Nastała przerwa, szkoła, praca, dziecko, brak czasu i powrót, ale już nie klisza, elektronika, nowoczesność. Pierwsze poważne zlecenie fotograficzne, jakie dostałem, to było na ślubie koleżanki. Potem zlecenia posypały się lawinowo na olejne śluby, komunie, sesje modowe i tak minęły mi lata. Długie godziny spędzone z aparatem przy lewym oku, po nocach przed monitorem i ... diagnoza u okulisty. „Koniec. Albo tak dalej, albo nie będzie Pan widzieć. Pan wybiera.” - to usłyszałem od lekarza. Był to dla mnie szok. Faktycznie coraz gorzej widziałem. Nikt nie wiedział, co się stało, byłem zmuszony do długiej przerwy i odpoczynku, w tym czasie wyleczyłem wadę wzroku i jakby wszystko wróciło do normy.
Skąd u Pana pasja do niej?
Przecież nie da się długo żyć, bez tego, co się kocha najbardziej na świecie, oprócz żony i dziecka. Obiektywy, które wcześniej miałem, małe szkiełka jak 28, 50 i 80 mm zamieniłem na 600 mm i tak zaczęła się ta pasja do fotografowania przyrody. Początki były ciężkie, bo człowiek myślał, że ma taki obiektyw, to od razu zdjęcia będą, jak na pocztówce, a to nie prawda.
Dlaczego akurat zdecydował się Pan na fotografowanie ptaków?
Nie tylko ptaki, ale tak, je w szczególności. Czemu? Są wolne od wszystkiego, żyją swoim życiem, nie znają Internetu i tego, co w nim przykrego może się znaleźć. Są symbolem nadziei i duchowości. Pięknie śpiewają, różnymi modulacjami dźwięku. Nie wiem czemu, ale kocham klangor, głos żurawi, ale nie taki, co wszyscy słyszą z daleka gdzieś na polu czy polanach leśnych tylko taki, kiedy leżysz w krzakach, przykryty siatką maskującą i „Żurek” stoi od ciebie 5 metrów, nawołując inne do przylotu. Ten dźwięk jest tak przeszywający, że od razu jesteś wyleczony od wszystkiego i naładowany energią do życia. Za co jeszcze lubię fotografować ptaki? Za ich piękno, za kolory, które mają na piórkach. Nie mamy w naszej okolicy tak barwnych ptaków, jak w tropikach, ale również cieszą nasze oczy. Ostatnio zadziwiają mnie kruki, razem z kolegą Dawidem wybudowaliśmy nasze M0,5 (tzw. czatownie, schronienie) i przylatują do nas kruki. Jeden z nich raz zszedł głową w dół i zajrzał mi do środka, mądrala sprawdzał, kto siedzi w środku.
Jak wygląda „zwykły dzień” z życia fotografa?
Nie ma zwykłego dnia, normalne życie, rano pobudka i do pracy, pracuje w firmie zajmującej się budową luksusowych jachtów. Ja składam tam rurki hydrauliczne, ale w myślach szykuje już plan na weekend, co i jak będę fotografował. No, chyba że moja kochana żona mi je zmieni.
Jak się Pan przygotowuje do sesji w terenie i co robi w jej trakcie?
Przez lata doświadczenia mam już swój schemat. Dzień wcześniej pakuje plecak, a w nim niezbędny sprzęt foto: karty, baterie, jest też jedzenie, woda. Zimową porą zabieram też termos z gorącą herbatą, gorzką czekoladę, mini apteczkę, nóż i gaz, lornetkę, latarki, siatkę maskującą i dodatkowy polar. To wszystko, o 03:00 w nocy, zabieram w plecaku i do samochodu. Po przyjeździe na miejsce idę do wyznaczonego punktu, rozkładam karimatę, ustawiam sprzęt i cichutko się kładę, nakryty siatką, grubo ubrany, aż ciężko się ruszyć. Takie leżenie kilka godzin w niskiej temperaturze daję najlepsze efekty, bo zwierzę niespodziewanie przychodzi, nikogo się nie spodziewając na swoim szlaku. Czasem zdarzy mi się, że po prostu zasnę, bo organizm czuję świeże powietrze i lulu, i zdjęć nie ma (śmiech). W trakcie takiej sesji nic nie robię, nie ruszam się, nie oddycham. Nic. Żeby tylko nie spłoszyć moich „modeli”. Dzikie zwierzęta mają niesamowity wzrok, słuch i węch, więc musimy być sprytniejsi. Tak powstaje większość moich zdjęć.
Zachęcamy do odwiedzenia profilu Pana Tomasza na Facebooku: Tomasz Grzegorczyk Przyroda oraz jego kolegi, również pasjonata fotografii, Dawida Cichosza.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz